środa, 12 lutego 2014

69.

(uporczywe nie)blogowanie przez aplikację w telefonie? why not? ;)

wtorek, 10 września 2013

68.

najtrudniejsze w takim wracaniu po bardzo długim nie pisaniu, jest i wbicie się na nowo w rytm i odpowiedzenie sobie na pytanie: czy nadrobić teraz wszystkie zaległości czy ruszyć z pisaniem po prostu z "tu i teraz". w tym przypadku postanawiam opowiedzieć się w sposób zdecydowany za drugą opcją, bo przecież za chiny ludowe bym już tu nie wróciła ;)

drutowo staram się nadrabiać stracony czas, dzięki czemu mam popisowo rozgrzebanych kilka projektów. nic przecież tak nie cieszy jak rzucenie się na zupełnie nowy motek po pokonaniu 1/2 lub 2/3 dotychczasowego projektu. za każdym razem łudzę się, że ta "malutka odskocznia" pozwoli mi z nową energią dotrzeć do końca obu tych projektów. ha ha ha. z litości dla samej siebie nie pokuszę się o wypisanie wszystkich tych odskoczni, które z coraz większym trudem usiłuję upchnąć w filcowym koszyku, który miał pierwotnie mieścić tylko motki na "właśnie robioną" robótkę. 

daję więc sobie dwa tygodnie na skończenie balmy i bezpaskowego ravello. a jak nie skończę i zacznę coś nowego to będę łoś.


p.s. a propos mojego wcześniejszego posta ;) :

czwartek, 8 sierpnia 2013

67.

halo, to ja. zaraz wracam.

(i już się sama tego "zaraz wracam" boję, bo gdy ostatni raz tak gdzieś rzuciłam, nie było mnie kolejne dwa lata ;))

czwartek, 6 września 2012

66.

w ramach prywaty..

czwartek, 30 sierpnia 2012

65.

ostatnio, ilekroć loguję się na blogu, wpisując login i hasło, na parę chwil zamieram w pełnym niepewności oczekiwaniu.. czy to ten login? czy aby to hasło? a jak wykonam kilka błędnych kombinacji alpejskich to co wtedy? ha, mam za swoje! ;)

nieliczna garstka z Was być może pamięta szalik, który robiłam panu mężowi zamiast czapki uszatki. teraz, wciąż zamiast, padło na sweter ;) który wypatrzyłam na ravelry i który bardzo mi się spodobał - hell's kitchen josh'a bennett'a. oczywiście mimo tego bardzo podobania sweter zupełnie nie przypomina samego siebie, bo bardzo ale to bardzo chciałam go zrobić z malabrigo. ale oczywiście nie miałam z tego malabrigo w tamtym momencie odpowiedniej ilości motków odpowiednich kolorów (bo jak mówi żart: prawdziwy mężczyzna rozróżnia trzy kolory - fajny, pedalski i ch..wy). pierwszą przeszkodę zrobiłam sobie sama w mózgu już na początku, bo mimo iż wszystkie parametry mi się ułożyły pod kątem malabrigo arroyo to i tak z uporem maniaka pokazywałam panu mężowi motki socka. taka tam subtelna różnica ;) otrzeźwiło mnie w trybie natychmiastowym gdy już przewinęłam motki. ale i wtedy oczywiście nic nie mogło pójść jak burza, bo im prostszy jest projekt (nie tylko drutowy) tym więcej mam zawsze do niego pytań, (nad)interpretacji i tym częściej się mylę. pierwsze prucie było w okolicy 40 rzędu pleców, kiedy to przypomniało mi się, jak bardzo nie lubię szyć, więc dlaczego by nie zrobić kadłubka w jednym kawałku? drugie prucie nastąpiło przy pachach, gdy okazało się, że przecież próbki nie wyprałam (na wszelki wypadek odprułam tylko tyle ile zrobiłam z drugiego motka a cały pierwszy zostawiłam. jak znam siebie, był to najlepszy pomysł na jaki wpadłam w ostatnim miesiącu ;)) a ta się poszerzyła o 4 oczka. po zmienieniu drutów na mniejsze o pół numeru i rozpoczęciu swetra w wersji ciut mniejszej było już z górki, ale oczywiście wystarczyło się zapatrzeć na film i zapomnieć zmienić drutów w odpowiednim momencie by zaliczyć małe prucie i źle wyliczyć oczka na dekolt (pan mąż zażyczył sobie serek a dekolt oryginalnie w łódeczkę i wszystko było pięknie do czasu gdy w ostatnim rzędzie nie zorientowałam się, że mam o 4 oczka za dużo i nie mam pomysłu jak się ich sensownie pozbyć) by zaliczyć prucie ciutkę większe. jestem w połowie rękawa.. i już się boję co jeszcze moja ułańska fantazja może tu zadziałać ;)

a tu na-mężowe zdjęcia fragmentu swetra :)





czwartek, 16 sierpnia 2012

64.

półtora tygodnia temu, kiedy jeszcze nie było tego października w sierpniu, a słońce atakowało takim żarem, że rozpływałyśmy się na ulicy szybciej niż zdążyłyśmy na nią porządnie wyjść, dokonałyśmy - oczywiście uprzednio zaproszone - z dziewczynami najazd na zagrodę. zawsze się stresuję idąc w nowe miejsce albo nie znając kogoś taaaak dobrze. no tak mam, tak właśnie. ale.. było cud-nie! rzucałyśmy się na motki, piłyśmy wino, rozmawiałyśmy o sprawach włóczkowych, życiowych i blogowych, znowu rzucałyśmy się na motki ;)

miłego oglądania :)


tego śliwkowo-kruszonkowego ja sama zeżarłam trzy. było słodkie i kwaskowate zarazem, i do dziś mi się po nocach, bo naprawdę pyszne było :)


a tu już inne myszopticowe pyszności, też oczywiście własnoręcznie przygotowane.. :)




a ten niebieski motek myszoptica nawet uprzędła sama..




czwartek, 10 maja 2012

63.

miał być szalik wczoraj, a jest znowu tuż przed snem. ale jest, prawda? :)
wzór: http://www.ravelry.com/patterns/library/herringbone-neck-warmer
włóczka: malabrigo rios arco iris
szalik jest dla mamy, bo bardzo jej się spodobał ten, który robiłam panu mężowi w święta, choć oczywiście miał być duuużo wcześniej. kolor wybrała sobie sama spośród wszystkich motków riosowych jakie tylko miałam i jej przyniosłam :) jedna połowa szalika jest bardziej zielona a druga bardziej różowa - co bardzo dobrze widać na przedostatnim zdjęciu - ale absolutnie nie przeszkadza to ani mamie ani mnie.





środa, 9 maja 2012

62.

"pierwszy raz od ostatniej popełnionej notatki zalogowałam się do bloggera i aż mną trząchnęło. dosłownie: trzą-chnę-ło. gdyż ładny wygląd niestety nie rekompensuje mi intuicyjnego poruszania po koncie. ponieważ jednak, jak się orientuję, nie mam żadnego wpływu na tą sytuację, pozostaje mi tylko pomruczeć pod nosem i wziąć to jakoś na klatę."

napisałam dwa tygodnie temu i sobie poszłam, bo mi się zdania nie kleiły i męczyłam się przeokrutnie. najlepiej pisze mi się, gdy wracając z pracy autobusem przejeżdżam mostem wisłę i rano pod prysznicem, gdy jeszcze jestem pełna snów. układają mi się wtedy w głowie długie akapity pełne błyskotliwych spostrzeżeń, pełnego uroku luzu i fantastycznych zdjęć, po których zostaje wielkie nic, gdy tylko siadam przed komputerem.

przepraszam więc za ciszę i jutro, czyli dzisiaj-gdy-już-się-obudzę ;), wracam ze zdjęciami szalika, który wprawdzie i na facebooku wisi i na ravelry, ale próżna strona mojego JA nie pozwala mi na tym poprzestać :)

wtorek, 21 lutego 2012

61.

drutowo ostatnio nie wyrabiam się jeszcze bardziej niż zwykle. zamiast zebrać się w sobie i robić rzeczy po kolei, do końca, i dopiero potem brać się za następne, skaczę od jednej do drugiej wydłużając czas potrzebny do skończenia projektu w nieskończoność. dosłownie: NIE-SKOŃ-CZO-NOŚĆ. więc kwadraty na kocyki, i mitenki, i komin-owijasek, i sweterek - wszystko tak pięknie leży i czeka.. :/ za to udało mi się przeczytać dwie książki (bo przełom roku niestety fatalny był w moim czytelniczym życiu) - "służące" (o których koleżanka raz wspomniała i tyle wystarczyło, by rzucić się na książkę. książkę polecam, bo czyta się sprawnie a i treściowo jest niezła. film natomiast po uprzedniej lekturze książki wydał mi się.. no zbyt spłycający tematy, ale panu mężowi za to podobał się prawie bardzo) i "czyste sumienie" (mówcie sobie co chcecie, mam do charlaine czystą i silną słabość i tyle, o!).



poza tym obraziłam się trochę na świat..

dwa tygodnie temu zmarła moja babcia.


nigdy nie byłyśmy jakoś szczególnie blisko i przez długi czas wizyty u niej były po prostu traumą. już od wejścia słyszałam, że źle wyglądam, mam złą fryzurę i przytyłam. jeśli chciałam dokładkę przy obiedzie słyszałam, że nie powinnam, bo mam "tendencję do tycia i powinnam uważać", jeśli zaś nie mogłam już czegoś dojeść - "co nie mogę? jak nie mogę to przez nogę i już mogę". jeśli prezent na święta to kilo bananów albo gorzka czekolada. żadnego przytulenia, pogłaskania, powiedzenia że się kocha. w 50% przypadków babcia mówiła do mnie imieniem córki sąsiadki a w 25% imieniem mojej mamy. a byłam jej jedyną wnuczką.
w ostatnich latach jednak babcia zaczęła się kurczyć i przestała ciągle wszystko krytykować. nie, nie, nie otoczyła mnie nagle wielką miłością. ale po prostu przestała-totalnie-krytykować. a w ostatnich dwóch latach zrobiła się.. miła.
kiedy ostatni raz widziałam babcię w święta przypominała mi ptaka. chudziutka, malutka, bardzo krucha i bezbronna. z długimi palcami. przykryta kocykiem. ciesząca się z mojej wizyty ale nie do końca kojarząca kim właściwie jestem. uwięziona całkowicie w świecie, w którym czas zatrzymał się jakoś przed wojną, gdy właśnie została szczęśliwą młodziutką mężatką. w świecie, w którym nie wie gdzie ten jej mąż ukochany zniknął, gdzie odszedł i dlaczego, skoro tak bardzo o nią zabiegał (zmarł w pierwszym roku wojny).

jakoś tak mi bardzo smutno, że odeszła ta krucha starutka pani..

piątek, 3 lutego 2012

..i po rozdawajce przedweekendowej

żeby nie przedłużać.. tam-dam!


eve-jank, wyślij mi proszę swoje namiary na oczyszerokootwarte@interia.pl :)

piątek, 27 stycznia 2012

rozdawajka przedweekendowa

ponieważ właśnie prawie zaczyna się weekend a do nas dojechały nowe włóczki, zapraszam na rozdawajkę :) do wygrania są trzy motki włóczki arwetta classic duńskiej firmy filcolana (włóczkę tą wprowadzimy do sklepu dopiero w ten weekend). każdy z motków ma 210m a w składzie 80% merino superwash i 20% nylonu. kolor: purpura biskupia. włóczki starczy na rękawiczki, skarpetki, szal albo chustę.

co należy zrobić:
umieścić swój komentarz pod tą notką i wrzucić informację o rozdawajce na swoim blogu lub facebooku (poprosimy o dodanie linka w notce, żeby ułatwić nam pracę :)).

zapisywać się można do piątku, 3. lutego, do godziny 12h00.

losowanie motków odbędzie się w ten sam piątek w godzinach mocno wieczornych.

serdecznie zapraszamy do zabawy :)


czwartek, 19 stycznia 2012

60,

któregoś dnia przyszła do nas pani koleżanka i siadając przy stole kuchennym powiedziała: "wiesz co.. zimno się robi, a my wciąż rzeczy mamy po przeprowadzce nierozpakowane. pożyczysz jakiś szalik?". pożyczyłam jej swój śliwkowy komin, który robić zaczęłam tuż po naszej przeprowadzce do siebie i który powstawał głównie podczas oglądania filmów w łóżku (a że wzór okazał się łatwy, przyjemny i wciągający to z rozpędu trzepnęły mi się jeszcze dwa w prezencie (po)świątecznym). pani koleżanka z komina była bardzo zadowolona, więc jej obiecałam, że na urodziny dostanie taki sam tylko w jakimś innym kolorze. oczywiście zdążyły minąć i urodziny i święta a komina jak nie dostała tak nie dostała, bo a to nieskończony, a to nitki nie wszyte, a to nie uprany, a to cośtam jeszcze. komin dotarł do niej dopiero dziś i od razu na miejscu cyknęłam dwie fotki.

wzór: http://www.ravelry.com/patterns/library/cabled-cowl-6
włóczka: drops nepal w kolorze 0612
druty: 5mm ale trochę żałuję, że nie 6mm bo byłby nieco miększy i większy
zużyłam: 6 motków ale w sumie zastanawiałam się czy nie skończyć na 5.
kominem można swobodnie otulić głowę i szyję, bez obawy o to, że będzie gdzieś przewiewało, albo złożyć go na pół i mieć super ciepło w samą szyję :)



z rzeczy innych - po niejednej nitce do kłębka:

(...)"kwadraty z resztek włóczki(...). Jest to projekt charytatywny dla misji w Zambii, na miejscu zostaną one zszyte w kocyki dla maluszków, dzieci i dorosłych - w zależności od potrzeb. Jesli chcecie pomóc podam wytyczne:

Kwadraty powinny mieć 20cm x 20cm
Kwadrat można wydziergać na drutach lub szydełku
Nie ważna jest grubość włóczki ani jej skład (ale warto przypiąć karteczkę z informacją czy to 100% akryl czy też wełna, bawełna czy mieszanki.)
Ważne aby po zamknięciu oczek zostawić ok 100-120cm włóczki na zszycie kocyka

Gotowe kwadraty należy wysłać najlepiej w zwykłej bąbelkowej kopercie tutaj:

St. Luke's Mission Hospital
Mpanshya
P. O. Box 32789 Lusaka
Zambia
Central Africa

Opłata za list zwykły do 500g (zmieści 10-15 kwadratów) to tylko 11,50zł, ale można wysłać nawet po 3-4 kwadraty za zaledwie 3,20zł ;) (...)"

(źródła: http://pyzia-pyziulka.blogspot.com/2011/08/knit-square-na-kocyki-dla-misji-w.html , http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,916,128367072.html
więcej informacji: http://www.knit-a-square.com/ , http://www.facebook.com/Knitasquare )

może macie czas i ochotę zrobić coś dobrego i ciepłego? :)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

59.

z tym moim niepisaniem to już nawet ja sama nie wiem o co chodzi. najpierw byłam nie w sosie, potem byłam zalatana, potem nie miałam weny, a potem już tylko patrzyłam jak mijają kolejne terminy, które sama sobie wyznaczałam na napisanie. kiedy ostatnio wzięłam do łóżka sprzęt z postanowieniem, że nie wyjdę z niego nienapisawszy notki - zasnęłam, a dziś minęła ponad godzina nim dotarłam do logowania. bo przecież tyle innych, ciekawszych, miejsc trzeba w blogosferze odwiedzić, tyle projektów na ravelry przejrzeć, i kwiatki podlać, i kota nakarmić, i miętę zrobić, i jeszcze jeden rządek w mitenkach.. i tak dalej :)
ale jestem, no kurczę, jestem. i bardzo bym chciała znów się nie rozwlec z tym (nie)pisaniem. bo im dłużej się nie pisze, tym dłużej się nie pisze ;) ciężko się wraca i nie wiadomo, od czego zacząć, o czym warto wspominać a co można spokojnie pominąć. wypada się z rytmu.

ponieważ panu mężowi zamarzyła się niedawno czapka, usiadłam i zrobiłam mu szalik :) nie mam serca do czapek, więc nie chcąc wyjść na złą żonę, postanowiłam odwrócić jego uwagę szalikiem. i bardzo jesteśmy z tego zadowoleni; pan mąż - bo szalik strasznie mu się spodobał a w takich szarościach-niebieskościach pan mąż wygląda po prostu świetnie, ja - bo nauczyłam się czegoś nowego, bo dużo miałam z tej robótki satysfakcji (pominę milczeniem fakt, że 20cm pierwszej wersji szalika zostało sprute. spadło mi oczko i nie potrafiłam tego naprawić..), bo odwlekłam czapkę! :) wzór jest czasochłonny i włóczkożerny, ale - o matko - wart tego, jak słowo daję :)

wzór: http://www.ravelry.com/patterns/library/herringbone-neck-warmer
włóczka: malabrigo rios playa



zdjęć naludziowych nie posiadam - zrobiliśmy do nich jedno podejście, ale gwałtowna wymiana zdań nie pozwoliła nam dokończyć. może jeszcze się uda tej zimy?

zrobiłam też podejście do tematu mitenek, ponieważ - mimo iż całkiem sporo osób ma ode mnie mitenki - sama wciąż takowych nie posiadam; ciągle mi ktoś sprzed nosa zwijał niemal gotowe pary. w tym roku już się nie dam jakem tuptup :)
wzór: http://www.ravelry.com/patterns/library/easy-handspun-mitts banalnie prosty więc świetnie podkreślający urodę włóczki :)
włóczka: malabrigo arroyo borrajas



środa, 16 listopada 2011

58.

rok temu o tej porze siadałam w kuchni, ze słuchawkami na uszach, i słuchając audiobooków robiłam mitenki do okolic 2h00. mijał mi tak wieczór za wieczorem i absolutnie nie czułam się z tego powodu przemęczona. śpiąca rano - owszem, ale nic poza tym. w tym roku jednak czuję się tak jak w tej reklamie, zaczynającej się od "dziś sam jestem dziadkiem..". tak, tak właśnie się czuję. jak zdziadziały dziadek, jak stary kapeć. kaszlący, notorycznie zasypiający w autobusie, bez energii kapeć. a jak marudzący! ;)

z tego zeszłego roku zostało mi takie zdjęcie :)

wtorek, 1 listopada 2011

57.

u niezdiagnozowanej na blogu pojawiła się przedwczoraj prośba o pomoc. przeklejam, bo ta pomoc naprawdę potrzebna jest już od dawna.


"niedziela, 30 października 2011

Pomoc

Muszę zwrócić się do Was o pomoc.
Moja sytuacja w kwestii zdrowia nadal jest zawieszona w próżni. Mamy kompletny dół finansowy (mąż zarabia 1200 zł), brakuje na wszystko... Nie mam pieniędzy na dalekie wyjazdy na nowe badania.Mogę tylko szukać pomocy przez internet.Ostatnim ruchem było przesłanie swojej dokumentacji dr poleconej przez fundację Rak&Roll. Jednak żadna z fundacji, z którą się kontaktowałam nie dysponuje funduszami na diagnostykę.
Na chwilę obecną największym zagrożeniem dla moich kości są patologiczne złamania. A następstwem złamań np. kręgosłupa są paraliże, niedowłady i całkowite skazanie na pomoc drugiej osoby.
Z powodu braku pieniędzy (co miesiąc mam wybór między opłaceniem przedszkola dla Dziecka,a kupnem leku hamującego resorpcję kości i zmniejszającego ból) nie przyjmuję zastrzyku trzeci miesiąc. Lek nazywa się Bonviva, dawka 3mg/3ml, jedna ampułkostrzykawka kosztuje obecnie w najtańszej aptece 610 zł. Nie jest to lek działający docelowo, ale poprawia jakość mojego życia. A to dla mnie bardzo dużo.

Za każdą pomoc będę ogromnie wdzięczna.

To są dane mojego konta:
Magdalena Baradowska
ul. Jasna 63/6
70-777 Szczecin
Bank Spółdzielczy w Gryfinie
nr rachunku 12 9377 0000 0008 4668 3000 0010

Poniżej przedstawiam receptę i stałe zlecenie na comiesięczne przyjmowanie leku."


sobota, 22 października 2011

56.

a tak wyglądaliśmy dokładnie rok temu, mniej więcej właśnie o tej porze :)


przed:




w trakcie:


i już po:


piątek, 14 października 2011

55.

u myszopticy zagrodowej rozdawajka, że buty z radości spadają. się zapisuję i wnioskuję pokornie i uniżenie o wylosowanie mnie, mnie, mnie :)



jest też rozdawajka u dorothei, na którą z kolei miałam się przekornie nie zapisać. ale pękłam i się zapisałam (bo a: chciałabym dać komplecik komuś w prezencie, bo be: gdy zobaczyłam datę losowania, wiedziałam, że to nie przypadek).

54.

od niemal dwóch tygodni urlopujemy z panem mężem. urlopujemy w domu zajmując się sklep(iki)em, spędzając czas z zenkowym, czytając w łóżku do godzin wczesnopopołudniowych, odsypiając cały ostatni rok (pan mąż) bądź nieudolnie próbując to robić (ja). na drutach i krośnie nie zrobiłam nawet 1/3 tego co planowałam, nie przeczytałam też tyle ile chciałam, nie naoglądałam się filmów. nie zrobiłam tych-wszystkich-zaplanowanych-rzeczy. mieliśmy też nadzieję na nieco cieplejszą pogodę. wiem, że to ładna jesień, wiem, że fajna. ale tak strasznie chciałam jeszcze trochę ciepła.. z niepokojem myślę o poniedziałku, kiedy to będę musiała wstać po drugim dzwonieniu budzika (bo sen udało mi się rozregulować pierwsza klasa ;)) i pójść do pracy. bo ani za pracą nie tęsknię ani nie jest mi łatwo łączyć pracę, sklepik i jakieś tam jeszcze życie prywatne. bo czuję się dennie z całą tą frustracją wynoszoną z pracy i ciągłym zasypianiem w autobusie. więc zamiast cieszyć się urlopem w pełni, cieszyłam się tylko półgębkiem, a drugim pół odliczałam z niepokojem dni do jego końca (ja już je odliczałam nim jeszcze urlop się zaczął!).

po kilkukrotnym podchodzeniu do wzorów przeróżnych (bo każdy z nich strasznie zrobić chciałam i nie mogłam nie spróbować jak by jednak wyglądało w tym innym i jeszcze innym i tym jeszcze inniejszym), po kilkukrotnym zmienianiu drutów (bo przecież nie można się raz zdecydować na to jak ma komin wyglądać, ooo nie) powstał prościutki jak drut ribbed cowl dla cioci biedro, której go oczywiście jeszcze nie wysłałam, ale oczywiście nie omieszkałam przymierzyć na zeniu ;)


a zaraz po nim na druty poszedł chunky we fiolecie by stać się GAP-tastic :)


a tak nasz urlop spędzał zeniutek :)

czwartek, 29 września 2011

53.

u mnie w pracy nie jest teraz ciepło. owijam się więc moim szalikiem najukochańszym z malabrigo (czarny, podfilcowany - a jakże - ale przez to jeszcze bardziej miękki i kochany), w łapy zimno, w brzuchu pusto bo bez śniadania. roboty sporo. ogólnie, może nie jakoś bardzo źle, ale do przyjaźnie nastawionych do świata raczej nie należę. do czasu. do czasu gdy trafiam na kasinego filcotka.. z wąsikami z drops paris :) no i jak tu się uśmiechnąć do ekranu? no jak? :) malutki wąsik, a cieszy ;)


poniedziałek, 26 września 2011

52.

trochę mi pan mąż w ostatnim czasie chorował ,więc się do zdjęć żadną miarą nie nadawał, ale dzisiaj nie było już zmiłuj - postawiłam pod ścianą, owinęłam szalikiem i kazałam stać-spokojnie-do-jasnej-cholery ;) na pierwszy ogień poszedł mój, najmojszy, pasiasty (po 2 motki drops delight 01 i 14), który wciąż jeszcze za ciepły jest by jakiekolwiek wyjścia w nim uskuteczniać:


a na drugi pasiasty w wersji cieńszej (po 1 motku drops delight 02 i 13), który dla cioci biedro (ciocia biedro jest ciocią tylko z nazwy) był robiony, żeby na wczesną jesień miała czym szyję owijać :) ale ponieważ ciocia biedro na urlopie to szalik wciąż jeszcze u nas leży sobie i grzecznie czeka:


nie muszę dodawać, że już bym chciała zacząć następny, ale poczucie przyzwoitości ;) nieco mnie powstrzymuje, prawda? :)


aaaa, i na facebooku mamy już nieco łatwiejszy adres :)