wtorek, 20 maja 2014

73.

wbrew oczekiwaniom helen joyce mi idzie powoli. na drutach prócz niej mam kilka rzeczy, a w życiu pozadrutowym jeszcze więcej. pomyślałam też, że skoro i tak już pracuję nad tym wzorem, to dlaczego by go nie przetłumaczyć na polski, więc teraz te wszystkie proste zdania, które tak łatwo i gładko układają mi się w głowie z mozołem próbuję przenieść na "papier". a to już tak łatwe i gładkie nie jest ;) tak wyglądała moja helen joyce w sobotę rano. teraz jest jej ciut więcej - minęłam pas, niemal przeszłam część gładką sukienki (myślę, że roboty zostało mi na jeden, góra dwa, odcinki "gry o tron"/"hannibala"/"lekarzy") i za chwilę zaczynam ażurowe wykończenie :)


dzisiaj mnie tknęło i zerknęłam do archiwum - 2 dni temu minęły 3 lata odkąd napisałam pierwszego posta na tym blogu :) ale ponieważ miałam tak strasznie długie przerwy w pisaniu wydaje mi się, że prawo do celebracji tej rocznicy mam raczej niewielkie ;)

piątek, 16 maja 2014

72.

i tak się głośno zarzekając, tak zaklinając, zaledwie kilka godzin po poczynieniu wcześniejszego posta, oganiając się od zbyt wielu spraw, których mój prywatny procesor przerobić naraz nijak nie chce.. nabrałam oczka na kolejną sukienkę. ale, ale.. i wzór inny, i rozmiar inny i inna włóczka. więc może wyjdę z tego z twarzą, hm?
wzór: helen joyce taigi hilliard
włóczka: filcolana arwetta classic 813 Strawberry Pink (melange)
druty: 3,75mm
rozmiar: 6 miesięcy

czwartek, 15 maja 2014

71.

najpierw miało być o spotkaniu robótkowym, na które wpadła do nas hania maciejewska, a potem jeszcze o targach h+h w koloni, które były niecały tydzień później, a potem niepostrzeżenie minęły niemal dwa miesiące i znowu byłam do tyłu ze wszystkim. więc dziś pokażę ciut mniej zaległe zaległości pod postacią trzech sukieneczek (które też już wszyscy bywalcy facebooka i mojego konta na ravelry znają, ale co tam ;)).

trzy lata temu wśród krewnych i znajomych królika nastąpił intensywny wysyp.. małych chłopczyków. jeden po drugim rodzili się jak szaleni, a ja z żalem myślałam o sukieneczkach, których im nie zrobię (myśli o chłopczykowych udziergach odgoniłam szybko i skutecznie ;)). gdzieś to musiało zostać odnotowane, gdyż po krótkiej przerwie zaczęły się, jedna za drugą, rodzić dziewczynki :) dziecięce sukieneczki musiały w mojej głowie odleżeć się porządnie, a potem zakochałam się w projekcie "rio dress" taigi hilliard i już nie było zmiłuj :)

pierwszą sukieneczkę dostała zoś, której mama zaopiekowała się zeniem podczas naszego wyjazdu na targi h+h. oczka na nią nabierałam, wygrzewając się w cudownie słoneczny i wietrzny dzień, nad renem :) podekscytowana myślą o targach, tym że właśnie trwa moja najukochańsza pora roku i tym, że oto zaczynam projekt, który skończę w ciągu kilku dni :)
włóczka: malabrigo sock impressionist sky
ilość: mimo, iż projekt zakłada nieco większą ilość włóczki, postanowiłam zamknąć się w jednym motku
druty: 3,75mm
rozmiar: 18 miesięcy




a ponieważ chwilę później wybierałam się do mojej poprzedniej pracy, postanowiłam zrobić prezent koleżance, z którą tam pracowałam i jej córeczce - lence :)
włóczka: filcolana cinnia 284 kumquat
ilość: 3 motki
druty: 3,75mm
rozmiar: 18 miesięcy





a sukieneczki te tak się spodobały kolejnej koleżance, że poprosiła o zrobienie o jeszcze jednej. w tym samym rozmiarze.. ;)
włóczka: malabrigo sock archangel




wzór jest rozpisany bardzo dobrze, czytelnie, sukienki wychodzą piękne, włóczki się przerabiały jak marzenie, ale czwarty raz na zrobienie takiej samej, w takim samym rozmiarze namówić się nie dam. no, w każdym razie nie w najbliższym czasie ;)

piątek, 14 marca 2014

70.

mimo, iż na facebooku naszym i na ravelry już pewnie większość z Was widziała, pochwalę się i tu ostatnio popełnionymi czapkami, bo nijak nie wiem, od czego to moje wracanie tutaj zacząć.

czapka 1
ciocia biedro czapkę miała obiecaną miała od.. no od dawna. bardzo dawna. szalików ode mnie ma już pewnie tyle, że swobodnie mogłaby otworzyć sklepik z tego typu akcesoriami, ale w kwestii czapki było mi po drodze równie mocno co w kwestii swetra dla pana męża. na pierwszy rzut poszedł więc piękny delikatnie melanżowy kolor, na który sobie druty i zęby ostrzyłam już od dawna a na sobie w wersji czapkowej okazji przetestować nie miałam, bo nietwarzowo mi w czapkach, że hej.






środa, 12 lutego 2014

69.

(uporczywe nie)blogowanie przez aplikację w telefonie? why not? ;)

wtorek, 10 września 2013

68.

najtrudniejsze w takim wracaniu po bardzo długim nie pisaniu, jest i wbicie się na nowo w rytm i odpowiedzenie sobie na pytanie: czy nadrobić teraz wszystkie zaległości czy ruszyć z pisaniem po prostu z "tu i teraz". w tym przypadku postanawiam opowiedzieć się w sposób zdecydowany za drugą opcją, bo przecież za chiny ludowe bym już tu nie wróciła ;)

drutowo staram się nadrabiać stracony czas, dzięki czemu mam popisowo rozgrzebanych kilka projektów. nic przecież tak nie cieszy jak rzucenie się na zupełnie nowy motek po pokonaniu 1/2 lub 2/3 dotychczasowego projektu. za każdym razem łudzę się, że ta "malutka odskocznia" pozwoli mi z nową energią dotrzeć do końca obu tych projektów. ha ha ha. z litości dla samej siebie nie pokuszę się o wypisanie wszystkich tych odskoczni, które z coraz większym trudem usiłuję upchnąć w filcowym koszyku, który miał pierwotnie mieścić tylko motki na "właśnie robioną" robótkę. 

daję więc sobie dwa tygodnie na skończenie balmy i bezpaskowego ravello. a jak nie skończę i zacznę coś nowego to będę łoś.


p.s. a propos mojego wcześniejszego posta ;) :

czwartek, 8 sierpnia 2013

67.

halo, to ja. zaraz wracam.

(i już się sama tego "zaraz wracam" boję, bo gdy ostatni raz tak gdzieś rzuciłam, nie było mnie kolejne dwa lata ;))

czwartek, 6 września 2012

66.

w ramach prywaty..

czwartek, 30 sierpnia 2012

65.

ostatnio, ilekroć loguję się na blogu, wpisując login i hasło, na parę chwil zamieram w pełnym niepewności oczekiwaniu.. czy to ten login? czy aby to hasło? a jak wykonam kilka błędnych kombinacji alpejskich to co wtedy? ha, mam za swoje! ;)

nieliczna garstka z Was być może pamięta szalik, który robiłam panu mężowi zamiast czapki uszatki. teraz, wciąż zamiast, padło na sweter ;) który wypatrzyłam na ravelry i który bardzo mi się spodobał - hell's kitchen josh'a bennett'a. oczywiście mimo tego bardzo podobania sweter zupełnie nie przypomina samego siebie, bo bardzo ale to bardzo chciałam go zrobić z malabrigo. ale oczywiście nie miałam z tego malabrigo w tamtym momencie odpowiedniej ilości motków odpowiednich kolorów (bo jak mówi żart: prawdziwy mężczyzna rozróżnia trzy kolory - fajny, pedalski i ch..wy). pierwszą przeszkodę zrobiłam sobie sama w mózgu już na początku, bo mimo iż wszystkie parametry mi się ułożyły pod kątem malabrigo arroyo to i tak z uporem maniaka pokazywałam panu mężowi motki socka. taka tam subtelna różnica ;) otrzeźwiło mnie w trybie natychmiastowym gdy już przewinęłam motki. ale i wtedy oczywiście nic nie mogło pójść jak burza, bo im prostszy jest projekt (nie tylko drutowy) tym więcej mam zawsze do niego pytań, (nad)interpretacji i tym częściej się mylę. pierwsze prucie było w okolicy 40 rzędu pleców, kiedy to przypomniało mi się, jak bardzo nie lubię szyć, więc dlaczego by nie zrobić kadłubka w jednym kawałku? drugie prucie nastąpiło przy pachach, gdy okazało się, że przecież próbki nie wyprałam (na wszelki wypadek odprułam tylko tyle ile zrobiłam z drugiego motka a cały pierwszy zostawiłam. jak znam siebie, był to najlepszy pomysł na jaki wpadłam w ostatnim miesiącu ;)) a ta się poszerzyła o 4 oczka. po zmienieniu drutów na mniejsze o pół numeru i rozpoczęciu swetra w wersji ciut mniejszej było już z górki, ale oczywiście wystarczyło się zapatrzeć na film i zapomnieć zmienić drutów w odpowiednim momencie by zaliczyć małe prucie i źle wyliczyć oczka na dekolt (pan mąż zażyczył sobie serek a dekolt oryginalnie w łódeczkę i wszystko było pięknie do czasu gdy w ostatnim rzędzie nie zorientowałam się, że mam o 4 oczka za dużo i nie mam pomysłu jak się ich sensownie pozbyć) by zaliczyć prucie ciutkę większe. jestem w połowie rękawa.. i już się boję co jeszcze moja ułańska fantazja może tu zadziałać ;)

a tu na-mężowe zdjęcia fragmentu swetra :)





czwartek, 16 sierpnia 2012

64.

półtora tygodnia temu, kiedy jeszcze nie było tego października w sierpniu, a słońce atakowało takim żarem, że rozpływałyśmy się na ulicy szybciej niż zdążyłyśmy na nią porządnie wyjść, dokonałyśmy - oczywiście uprzednio zaproszone - z dziewczynami najazd na zagrodę. zawsze się stresuję idąc w nowe miejsce albo nie znając kogoś taaaak dobrze. no tak mam, tak właśnie. ale.. było cud-nie! rzucałyśmy się na motki, piłyśmy wino, rozmawiałyśmy o sprawach włóczkowych, życiowych i blogowych, znowu rzucałyśmy się na motki ;)

miłego oglądania :)


tego śliwkowo-kruszonkowego ja sama zeżarłam trzy. było słodkie i kwaskowate zarazem, i do dziś mi się po nocach, bo naprawdę pyszne było :)


a tu już inne myszopticowe pyszności, też oczywiście własnoręcznie przygotowane.. :)




a ten niebieski motek myszoptica nawet uprzędła sama..




czwartek, 10 maja 2012

63.

miał być szalik wczoraj, a jest znowu tuż przed snem. ale jest, prawda? :)
wzór: http://www.ravelry.com/patterns/library/herringbone-neck-warmer
włóczka: malabrigo rios arco iris
szalik jest dla mamy, bo bardzo jej się spodobał ten, który robiłam panu mężowi w święta, choć oczywiście miał być duuużo wcześniej. kolor wybrała sobie sama spośród wszystkich motków riosowych jakie tylko miałam i jej przyniosłam :) jedna połowa szalika jest bardziej zielona a druga bardziej różowa - co bardzo dobrze widać na przedostatnim zdjęciu - ale absolutnie nie przeszkadza to ani mamie ani mnie.





środa, 9 maja 2012

62.

"pierwszy raz od ostatniej popełnionej notatki zalogowałam się do bloggera i aż mną trząchnęło. dosłownie: trzą-chnę-ło. gdyż ładny wygląd niestety nie rekompensuje mi intuicyjnego poruszania po koncie. ponieważ jednak, jak się orientuję, nie mam żadnego wpływu na tą sytuację, pozostaje mi tylko pomruczeć pod nosem i wziąć to jakoś na klatę."

napisałam dwa tygodnie temu i sobie poszłam, bo mi się zdania nie kleiły i męczyłam się przeokrutnie. najlepiej pisze mi się, gdy wracając z pracy autobusem przejeżdżam mostem wisłę i rano pod prysznicem, gdy jeszcze jestem pełna snów. układają mi się wtedy w głowie długie akapity pełne błyskotliwych spostrzeżeń, pełnego uroku luzu i fantastycznych zdjęć, po których zostaje wielkie nic, gdy tylko siadam przed komputerem.

przepraszam więc za ciszę i jutro, czyli dzisiaj-gdy-już-się-obudzę ;), wracam ze zdjęciami szalika, który wprawdzie i na facebooku wisi i na ravelry, ale próżna strona mojego JA nie pozwala mi na tym poprzestać :)

wtorek, 21 lutego 2012

61.

drutowo ostatnio nie wyrabiam się jeszcze bardziej niż zwykle. zamiast zebrać się w sobie i robić rzeczy po kolei, do końca, i dopiero potem brać się za następne, skaczę od jednej do drugiej wydłużając czas potrzebny do skończenia projektu w nieskończoność. dosłownie: NIE-SKOŃ-CZO-NOŚĆ. więc kwadraty na kocyki, i mitenki, i komin-owijasek, i sweterek - wszystko tak pięknie leży i czeka.. :/ za to udało mi się przeczytać dwie książki (bo przełom roku niestety fatalny był w moim czytelniczym życiu) - "służące" (o których koleżanka raz wspomniała i tyle wystarczyło, by rzucić się na książkę. książkę polecam, bo czyta się sprawnie a i treściowo jest niezła. film natomiast po uprzedniej lekturze książki wydał mi się.. no zbyt spłycający tematy, ale panu mężowi za to podobał się prawie bardzo) i "czyste sumienie" (mówcie sobie co chcecie, mam do charlaine czystą i silną słabość i tyle, o!).



poza tym obraziłam się trochę na świat..

dwa tygodnie temu zmarła moja babcia.


nigdy nie byłyśmy jakoś szczególnie blisko i przez długi czas wizyty u niej były po prostu traumą. już od wejścia słyszałam, że źle wyglądam, mam złą fryzurę i przytyłam. jeśli chciałam dokładkę przy obiedzie słyszałam, że nie powinnam, bo mam "tendencję do tycia i powinnam uważać", jeśli zaś nie mogłam już czegoś dojeść - "co nie mogę? jak nie mogę to przez nogę i już mogę". jeśli prezent na święta to kilo bananów albo gorzka czekolada. żadnego przytulenia, pogłaskania, powiedzenia że się kocha. w 50% przypadków babcia mówiła do mnie imieniem córki sąsiadki a w 25% imieniem mojej mamy. a byłam jej jedyną wnuczką.
w ostatnich latach jednak babcia zaczęła się kurczyć i przestała ciągle wszystko krytykować. nie, nie, nie otoczyła mnie nagle wielką miłością. ale po prostu przestała-totalnie-krytykować. a w ostatnich dwóch latach zrobiła się.. miła.
kiedy ostatni raz widziałam babcię w święta przypominała mi ptaka. chudziutka, malutka, bardzo krucha i bezbronna. z długimi palcami. przykryta kocykiem. ciesząca się z mojej wizyty ale nie do końca kojarząca kim właściwie jestem. uwięziona całkowicie w świecie, w którym czas zatrzymał się jakoś przed wojną, gdy właśnie została szczęśliwą młodziutką mężatką. w świecie, w którym nie wie gdzie ten jej mąż ukochany zniknął, gdzie odszedł i dlaczego, skoro tak bardzo o nią zabiegał (zmarł w pierwszym roku wojny).

jakoś tak mi bardzo smutno, że odeszła ta krucha starutka pani..

piątek, 3 lutego 2012

..i po rozdawajce przedweekendowej

żeby nie przedłużać.. tam-dam!


eve-jank, wyślij mi proszę swoje namiary na oczyszerokootwarte@interia.pl :)

piątek, 27 stycznia 2012

rozdawajka przedweekendowa

ponieważ właśnie prawie zaczyna się weekend a do nas dojechały nowe włóczki, zapraszam na rozdawajkę :) do wygrania są trzy motki włóczki arwetta classic duńskiej firmy filcolana (włóczkę tą wprowadzimy do sklepu dopiero w ten weekend). każdy z motków ma 210m a w składzie 80% merino superwash i 20% nylonu. kolor: purpura biskupia. włóczki starczy na rękawiczki, skarpetki, szal albo chustę.

co należy zrobić:
umieścić swój komentarz pod tą notką i wrzucić informację o rozdawajce na swoim blogu lub facebooku (poprosimy o dodanie linka w notce, żeby ułatwić nam pracę :)).

zapisywać się można do piątku, 3. lutego, do godziny 12h00.

losowanie motków odbędzie się w ten sam piątek w godzinach mocno wieczornych.

serdecznie zapraszamy do zabawy :)