w cudownie ślimaczym tempie robię sobie wspominany wcześniej szalik. 4 rzędy (po 450 oczek każdy) i przerwa do jutra rano, kiedy to pan mąż mnie podrzuci do pracy a ja jako pasażer wykorzystam sprzyjające warunki (na autobusową drogę powrotną mam ostatnią z przetłumaczonych na polski książek charlaine harris). po pracy mam nadzieję nie mieć czasu wśród dzikiej euforii po otrzymaniu od listonosza kolejnych paczek (haaalooo, pamięta pan o mnie?!) - te z malabrigo od soboty są w polsce, więc może się nareszcie doczekam czegoś więcej niż ta jedna, opuszczona przez koleżanki, paczka z dropsa :) tak czy siak, czeka mnie pełen wrażeń intensywny tydzień :)
Hmmm, a Panu Mężu Twemu to łapki nie odpadną? Się tych wełenek chłop natrzymie, że hej!
OdpowiedzUsuńniech trzyma, niech trzyma, musi się do czegoś czasem przydać ;)
OdpowiedzUsuń